Nataniel Wolf – lekarz, astronom i gdański ekscentryk.
- Szymon Kranz

- 15 lip 2023
- 5 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 2 lut
Ekscentryczny gdański lekarz, który zaszczepił gdańską śmietankę towarzyską, leczył legendarnego Casanovę i spoczął w beczce.

Co prawda Nataniel urodził się nie w Gdańsku, tylko w Chojnicach w 1724 roku. Ojciec głównego bohatera dzisiejszej opowieści był aptekarzem, mimo to, rodzina ta nie była wielce zamożna. Przez osobowość i jego umiejętności, Natanielowi udało się zdobyć poparcie bogatych i wpływowych ówczesnej Polski.
Początkowo młodego Wolfa interesowały nauki przyrodnicze. Kształcił się w renomowanym Gimnazjum Akademickim w Gdańsku. W trakcie pobierania nauk zmarł jego ojciec. Pozbawiony dochodów Nataniel myślał o rzuceniu szkoły i przejęciu rodzinnej apteki. Tutaj jednak obrotny młody chłopak zdołał uzyskać, za pośrednictwem biskupa warmińskiego, Adama Grabowskiego, stypendium medyczne. Nauki kontynuował na uniwersytetach w Niemczech.
Świeżo po uzyskaniu dyplomu Nataniel wrócił do Gdańska z planem otworzenia swojej własnej praktyki. W mieście było wielu lekarzy tworzących zamkniętą klikę. Pomysł konkurencji na rynku nie za bardzo im się spodobał. Plany biznesowe w Gdańsku nie wypaliły. Tutaj los znów uśmiechnął się do młodego lekarza.
Prawdopodobnie przez stawiennictwo znanego już nam biskupa warmińskiego, Nataniel objął opiekę nad chorym na gruźlicę marszałkiem wielkim koronnym Stanisławem Lubomirskim. Ta lukratywna posada i zawarte w trakcie wykonywania obowiązków znajomości, otworzyły furtkę do współprac z wysoko urodzonymi polskimi szlachcicami. Tutaj może też wspomnę, że pomimo niemieckiego pochodzenia, Nataniel Wolf wierny był Rzeczypospolitej do śmierci.
Po pracy u Lubomirskich Wolf został lekarzem u rodziny Czartoryskich. Ta jeszcze bardziej lukratywna pozycja dała Natanielowi możliwość zwiedzania Europy. W trakcie swoich podróży zawitał nawet do Turcji.
Bywał też na dworze u ostatniego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego, przez którego został nobilitowany za pomoc w reformach państwowych. Poniatowski bywał również pacjentem zdolnego lekarza z Chojnic.
Na dworze królewskim bywał też legendarny i romantyzowany Casanova. Ten łamacz kobiecych serc pewnego razu wdał się w pojedynek, który skończył się remisem, a obaj panowie zostali ranny. Casanova uciekł do pobliskiego klasztoru, gdzie znalazł azyl. Czartoryski wysłał swoich medyków, aby zajęli się przybyszem z Wenecji. Wśród nich był oczywiście Nataniel Wolf. Ręka Casanovy zaczęła czernieć wskutek odniesionych ran, co oczywiście mocno przestraszyło pacjenta. Nataniel wykazując się sprytem i zdolnościami, użył nowatorskiej metody leczenia. Uznał, że rękę będzie trzeba amputować i nie ma już dla niej ratunku, trzeba jednak poczekać parę dni. Wolf miał opowiedzieć, jak przebiegają takie operacje. Tutaj warto podkreślić, że opowiadał bardzo szczegółowo, ze wszystkimi krwawymi momentami i możliwymi komplikacjami. W tej sytuacji najlepszym lekarstwem okazał się strach i Casanova bardzo szybko wyzdrowiał.
Nataniel kontynuował swoją karierę w stolicy do 1769 roku, wtedy niespodziewanie rzucił ciepłe posady i wyjechał do Anglii. Nie do końca wiadomo, co stało za tą decyzją. Od długiego czasu miały dokuczać mu suchoty, na dzisiejsze gruźlica. Prawdopodobnie zmiana klimatu na nieco bardziej wilgotny miała mu pomóc w dolegliwościach. Wyprowadzka do Anglii nie była trudna, miał tam grupę bliskich przyjaciół. Nie był on znany tylko w Polsce - w trakcie wcześniejszych podróży i publikacji dał wszystkim poznać swój talent medyczny, co dało mu miejsce w prestiżowym Royal Society w Londynie.
Na wyspach nie pozostał długo. Przeprowadził się niebawem do Tczewa, gdzie mieszkała jego rodzina. Tam przebywał do pierwszego rozbioru Polski, po czym przeprowadził się już trzeci raz do Gdańska, który ciągle należał do korony. Lojalność do ojczyzny i niewyparzony język nie rzadko zaprowadzała Nataniela do kłótni z lojalistami i dygnitarzami pruskimi.
W trakcie służby u śmietanki towarzyskiej ówczesnej Polski, Wolf zebrał niemałą fortunę i poznał swoją nową miłość, astronomię. Po wyprowadzce do Grodu Neptuna zamieszkał przy Targu Drzewnym, a w swojej kwaterze urządził małe obserwatorium astronomiczne. Małe, niemałe, nie wystarczyło lekkie przemeblowanie, żeby wszystko było po myśli lekarza. Potrzebne było dobudowanie wykuszy w oknach kamienicy. W Gdańsku Wolf poświęcał się głównie astronomii i był bardzo żywym członkiem Gdańskiego Towarzystwa Przyrodniczego. Przez już wcześniej wspomnianą fortunę lekarz nie musiał pracować w zawodzie. Jednak prowadził dalej mała praktykę medyczną.
W XVIII wieku epidemie ospy lubiły odwiedzać europejskie miasta. Oczywiście nie omijały Gdańska. Szczęśliwie dla ludzkości w tym samym stuleciu opatentowano też szczepionki. Jednak tak jak teraz i wtedy szczepienia budziły wielkie kontrowersje. Można powiedzieć, że ludzie nigdy sie nie zmieniają. W Gdańsku lekarze odmawiali tak "lekkomyślnego" zabiegu, jak szczepienie. Rada miejska też nie była wielkim zwolennikiem tego nowego wynalazku, a pastorzy i kaznodzieje wprost ostrzegali ludzi przed tym wymysłem szatana.
Doktor Wolf był jednak inny od wszystkich i z miłą chęcią postanowił zaszczepił całe miasto. Problem był jeden, całe miasto nie chciało się zaszczepić. Nataniel pomijając ekscentryczny strój i pomysły wyprzedzające swoją epokę miał coś jeszcze, a mianowicie znajomości. Udało mu się przekonać, znaną w mieście, rodzinę Trosienerów do zaszczepienia swoich trzech córek - Joanny, Adeli i Lotty. Joanna nie zasłynie w historii miasta tylko jako pierwsza zaszczepiona osoba w Gdańsku przez doktora Wolfa, ale jako wyśmienita pisarka i matka znanego na całym świecie filozofa Arthura Schopenhauera. Polecam mocno przeczytać jej Gdańskie Wspomnienia Młodości, gdzie między innymi wspomina głównego bohatera dzisiejszej opowieści.
Zaszczepienie trzech młodych kobiet miało pokazać, że szczepionki nie są niczym złym. Po szczepieniu dziewczęta miały bawić się radośnie od rana do wieczora, aby pokazać gdańszczanom, że nowatorski wynalazek nie jest niczym złym.
Plan powiódłby się doskonale, gdyby nie drobny szczegół. Joanna źle zareagowała na szczepienie. Warto tutaj dodać, że jest to normalna rzecz do dzisiejszych czasów i nie neguję to jakkolwiek działania tak wspaniałego wynalazku. Doktor Wolf zabrał się za leczenie pacjentki. Dzisiaj może wydawać się to dziwne, ale w tamtych czasach uważano, że chory nie powinien leżeć w łóżku, tylko jak najwięcej się ruszać. Mocno osłabiona Joanna nie mogła jednak tego robić tak nadgorliwie, jak chciałby tego Nataniel. Doktor więc brał ją na barana i biegał wzdłuż, wtedy mocno eksploatowanego handlowo, Długiego Pobrzeża, aby ta nabierała jak najwięcej świeżego powietrza. Dziwny, biegający po nabrzeżu dwugłowy potwór był prawdziwą gratką wśród gapiów. Tymi praktykami medycznymi udało się jednak wyleczyć przyszłą gdańską pisarkę.
Pomimo początkowej gadaniny o szkodliwości nowoczesnych praktyk, szczepionki zagościły na stałe w murach Gdańska. Nataniel Wolf został prekursorem tego zabiegu w naszej części Europy i udało mu się zaszczepić znaczną ilość populacji miasta.
W 1781 rozszerzając swoją pasję doprowadził do budowy obserwatorium astronomicznego z prawdziwego zdarzenia. Wzniesione było nigdzie indziej, jak na dzisiaj lekko zapomnianej dzielnicy, Biskupiej Górce. Doktor Wolf wydaję się romantykiem, bo nowe miejsce do rozwijania tej dziedziny nauki nazwał "Obserwatorium Gwiazd". Wsparcie finansowe do tego przedsięwzięcia uzyskał od swoich dawnych przyjaciół z Warszawy, a jednym z ofiarodawców był sam Stanisław Poniatowski.

Natanielowi nie było dane cieszyć się obserwatorium przez długi czas. Zmarł 15 grudnia 1784 roku, kiedy w mieście pojawiła się epidemia grypy. Wirus prawdopodobnie zmasakrował juz i tak osłabione po problemach z gruźlicą zdrowie lekarza.
W swoim testamencie doktor Wolf przepisał Obserwatorium Gwiazd Gdańskiemu Towarzystwu Przyrodniczemu wraz ze sporą sumą pieniędzy w celu sponsorowania dalszych badań naukowych. Cenne zbiory naukowe doktora do 1945 roku przebywały w Zielonej Bramie.
Obserwatorium Gwiazd nie przetrwało wojen napoleońskich. W trakcie oblężenia miasta wpierw zostało trafione przez kulę armatnią, a potem rozebrane, żeby ułatwić działania obronne.
Nataniel Wolf sam wybrał sobie miejsce pochówku na najwyższym miejscu Biskupiej Górki. Samemu też przygotował sobie trumnę. Była to beczka, w której jego ciało miało być złożone w płynie konserwującym, takim prekursorze formaliny. Nawet po śmierci chciał przysłużyć się nauce, bowiem beczka miała być otwarta sto lat po jego śmierci, aby można było przeprowadzić badania nad gruźlicą. Można powiedzieć, że była to taka makabryczna kapsuła czasu.

W trakcie oblężenia w 1813 roku, tym samym, w którym zostało zniszczone obserwatorium Gwiazd, kula armatnia trafić miała w grób Wolfa, dziurawiąc beczkę, przez co wypłynął płyn konserwujący. Beczkę z Natanielem otwarto w 1869 roku, a przez brak płynu po ekscentrycznym lekarzu został sam szkielet. Co ciekawe, wykonano gipsowy odlew czaszki lekarza, który został eksponatem Towarzystwa Przyrodniczego.
Słyszałem jeszcze jedną historię o tym, co stało się z ciałem, a raczej magicznym konserwującym płynem. W trakcie wojen napoleońskich beczkę z ciałem Wolfa znaleźć mieli rosyjscy żołnierze. Po zapachu wyłaniającym się z beczki wojacy wywnioskowali, że w beczce jest alkohol. Niczego nieświadomi, otworzyli niecodzienną trumnę i wypili jej zawartość, zostawiając samo ciało.
Zdecydowanie Nataniel Wolf jest jedną z moich ulubionych gdańskich postaci. Nie wiem dlaczego. Może przez jego ekscentryczny pochówek...









Komentarze